Jesteś czyjąś poranną pigułką
Lubimy mieć tą świadomość ulotności życia. Tej kruchości jaka nas otacza i jaką sami jesteśmy. Gdyż przy całej tej szklanej, rozedrganej powłoce stojącej twarzą w twarz z nieskończoną pustką istniejemy. Trwamy. Jesteśmy. Dlatego lubimy wyjść w deszczowy letni poranek i patrząc na równie delikatne krople unicestwiane przez grawitacje o asfalt, zaciągnąć się papierosem, dymem zawierającym wszystkie te składniki gazów bojowych drugiej wojny światowej. Dlatego lubimy wziąć głęboki wdech spalin dostarczonych świeżo przez starą ciężarówkę przewożącą cholera wie co i gdzie, gdy tylko wrócimy spoza miasta. Dlatego lubimy z samego rana, zaraz po odzyskaniu świadomości, katować żołądek gównianą, źle zaparzoną "kawą", która z Kawą ma tyle wspólnego ile moja klatka piersiowa z cyckami Dolly Parton. Dlatego lubimy w chłodny czerwcowy wieczór sączyć naprawdę cienko filtrowaną wódkę wiedząc, że takim sposobem szybko się upijemy, a rano zaliczymy przemarsz mew. Dwukrotnie. Dlatego łykamy tabletki uspokajające, fałszywe witaminy, proszki na wzmocnienie tego czy przeciwdziałanie tamtemu. Dlatego patrząc bliskiej nam osobie głęboko w oczy, trzymając jej duszę w ręku, opuszczamy nisko brwi i zaciskając mocno palce mordujemy z wręcz fizyczną przyjemności coś niewinnego, coś co budowaliśmy długi czas, coś co kochamy.
Wchłaniamy te wszystkie trucizny, pozwalamy by się w nas wsączały, byśmy stawali się nimi dla innych by poczuć, że żyjemy. Zwierzęta nie znają negacji. My wiemy jak się unicestwić. I lubimy umacniać się w naszym złudzeniu, że jesteśmy od niebytu daleko, że kontrolujemy ten moment. Jak kanały w TV.
Tylko tak naprawdę pijemy kawę by być przytomnym po tym jak zapiliśmy noc, gdyż nie ma z nami nikogo bliskiego. Palimy papierosy by uspokoić nerwy, łykamy valium, prozac by zapomnieć co zrobiliśmy zaledwie pare godzin temu. Trzymamy spaliny długo w płucach ze skrywaną przed sobą nadzieją, że to przybliży nasz koniec o choćby kilka minut.
Robimy to wszystko by powoli, bardzo powoli się zabijać, i udowadniać tym sobie, że mamy kontrole, że to my decydujemy kiedy kurtyna opadnie.
Aż przychodzi ten dzień, w którym jedni się śmieją inni płaczą, a wszyscy wiedzą że się pomylili, że to ktoś zupełnie inny wyciągnął wtyczkę.