13 grudnia 2006

Lepsze widoki na przeszłość

disclaimer: porządkuje zeszyt-szufladę. nic powalającego, ale może uda mi się nauczyć pisać bezwzrokowo. a jak już są bajty to szkoda by nimi nie zaśmiecić internetu. niestety dla jakości pierdół - będzie więcej.

Dzień zaczął się normalnie.
Bieg po parku i ćwiczenia w nim. Potem prysznic: najpierw gorący, na koniec szybko, lodowaty. Podobno taka mieszanka poprawia krążenie oraz rozbudza mózg. No przynajmniej ja się po niej dobrze czuje. Śniadanie to jajecznica z grzybami. Czekoladowy jogurt. Pamiętam że Ty lubisz śliwkowy, którego ja nie znoszę. Przypalony jogurt - też coś.
Praca, praca, praca.
Pewne rzeczy się zmieniają, a pewne nie. Tak. Oczywiście, że zostałem do późna, w końcu nie byłem umówiony, a dzień to była środa. Co dzień. Z całą pewnością sprawa miała by się inaczej, gdybym wiedział co czeka na mnie w domu, a raczej w skrzynce na listy.
Pocztówka z Madrytu.
Pocztówka od Ciebie.
Jakiś kościół, rynek. Kilka budowli. Żaglówka. Bardziej standardowe pocztówki nie istnieją. Ta jest wręcz wykonana z zachowaniem zasad pocztówkowego feng shui. Piszesz, że jest gorąco, że chyba widziałeś Lucyfera w jednym z ogródków kawiarnianych popijającego frappé. Trochę się nudzisz, dużo spacerujesz wieczorami i w nocy, gdyż to jedyne pory ze znośną temperaturą. Wspominasz, że te ich muzea są jakieś zwyczajne, nie warte uwagi. Nudne. W końcu to nie Memfis.
Przypomina mi się nasze kilkudniowe porankowanie na tej wysepce koło Nowej Zelandii. Wydawało się, że można usłyszeć muzykę, którą były dźwięki budzącej się przyrody. Te "ochy i achy", patrz tam, to kolibry? Popijaliśmy tak kawę, aż dzień się do końca nie rozpostarł, a niebo wybłękitniało. Szkoda, że trwało to tylko pięć dni.
Szkoda że w Madrycie nie ma żaglówek.

Brak komentarzy: