No bo takie kobiety. Co one sobie myślą. Że można tak facetów oblewać czym popadnie. Jak tak można?! Ja rozumiem wzburzenie gdy trafi się ordynus niebywały, ale przecież można inaczej. Zwyzywać. Do matki zadenuncjować. Z liścia dać po twarzy. No nawet pazurą po politurze. Ale żeby wylewać? Ja już nie mówię, że to szkoda drinka, no ale też odrobinę zrozumienia dla drugiej osoby jaka by nie była. Przecież mogła nastąpić pomyłka, niekompatybilność na poziomie lingwistyczno-kognitywistycznym. A może to droga koszula była? Tudzież marynarka czy pulower. Jakby to było jakby facet spłukał kobiecie fryzurę, albo kieckę z Paryża? Albo taki krokodyl. Przypląsają sobie zeberki czy inne sarenki do wodopoju. Teges śmeges, śmichy hihy, gorące ploteczki z (po)życia znajomych. Nadobnie wodę pija, a tutaj taki podpłynie i CAP! za dupę. No jak tak można się wpierdalać na imprezę. I to jeszcze za dupę. Co to za wychowanie? Się zapytacie, ale co ma zrobić jak głodny? No mógłby podpłynąć, kłapnąć gdzieś na bok paszczą, oznajmić że będzie sajgon, zeberki czy inne sarenki by się spłoszyły i podjęły ucieczkę pieszą, a krokodyl wtedy wyciągnął by swojego szmajsera i pociągnął serią po organizmie. Nie ładniej?
Także kieruję ten apel do kobiet i krokodyli: trochę wyczucia gady!
Tyle się pisze, że w szkołach dzieci się niczego nie uczą, że "ta dzisiejsza młodzież" durna się robi. Ale dorośli, trzeba dodać kurwa, bo inaczej przejść obok tego nie można, również niczego się nie uczą. Ludzie są sprzedajni. Dla pieniędzy i sławy zrobią wszystko. Będą cieli w chuja niczym Kasparow w szachy. A potem będą cieli jeszcze trochę.
Miałem pisać o tym po pierwszym artykule. W nim autor wylewał swoje święte oburzenie na komentarze "słitaśna focia" pod zdjęciem bramy obozu Auschwitz. Zero zastanowienia, zero kontekstu. Skąd kurwa 11 letnie dziecko ma kojarzyć metalową bramę z napisem w niezrozumiałym języku z tragedią milionów ludzi?! Ale trzeba nakręcić skandal, bo sezon ogórkowy jeszcze dogasa.
Teraz dowiadujemy się, że artykułem "wysłali" dziecko(właśnie to zauważyli) do poprawczaka. Oczywiście w typowym stylu "ura bura", sprawa dopiero w toku ale oni(MY! TO MY! CZYTAJCIE NAS!) już wysłali. "...byleby o nas mówili". Oczywiście musi być "To Pardon opublikował jako pierwszy" (swoją drogą jakieś kompleksy zauważam w serwisach o2 "my pierwsi" "tylko u nas"). I jeszcze to "Ma 9 lat. DZIEWIĘĆ.". A ile lat mają autorzy? NO ILE? Stare konie, a zero pomyślunku. Artykuł który to ma wybielić Pardon:
Tak - szwankuje szkoła, wychowanie, informacja. Nie młodzież.
[W domyśle: Nie my.] kończy się świeżyzną: nowym skandalicznym zdjęciem. Tylko tym razem ze starszym osobnikiem. No temu to już dojebiemy bez reszty. Się dopiero sprzeda. Dziwny to pomysł zasłaniać kupę jeszcze większą kupą.
PS: Komentowania akapitu "młodzież płacze" się nie podejmuje, bo zakrawa on na taką żenadę, że zbiera mi się na wymioty.
I widzicie sami jak to się na świecie pieprzy. Środek nocy(8:30!), a ja już na nogach. Tym razem gazownik, który przypominał mi jakiegoś aktora. Niestety powiedział, że zdarza mu się to pierwszy raz[ekhm że go ktoś z aktorem kojarzy, zboczuchy] więc nie potrafi pomóc.
Ostro pojebane sny dziś miałem. Taki mały kawałek. Więc zaczynamy na lekcji historii na której to pani mówi, że arystokracja w którymś tam wieku się nudziła, więc poszła[dosłownie bo pieszo] do lasów i na wschód polować na ludzi. Przytoczyła przykład rzezi noteckiej czy jakiejś. I nagle za pościgiem policyjnym trafiamy do jakiegoś burdelu/meliny/motelu w Nowym Orleanie. Kilka pieter, białe ściany. Z zewnątrz siding. Budynek na kształt studni - tzn w środku pusty. Dookoła pokoje i emmm no że korytarze po jednej stronie są otwarte do środka. A tam Dyrektor ukrywa przed policją, że przeprowadza samobójstwa. Na zlecenie. No i właśnie pozbywszy się policji wraca do pokoju i razem z drugim gościem przygotowują jednego do samobójstwa. Znaczy golą go, bo na tym polega przygotowanie. Jakbyście nie wiedzieli. Nic nie mówią, są całkowicie poważni. Bo o czym można rozmawiać z człowiekiem którego się przygotowuje do samobójstwa? I ten gość w pewnym momencie argumentuje swoją decyzję: - Bo mówią że zapieprzam jak dziki parowóz! - patrzy w oczy Dyrektora, szukając jakby zrozumienia. - A może ja nie lubię zapieprzać jak dziki parowóz?! Wtem ten drugi co przygotowuje, nazwijmy go Frank, wychodzi do pokoju obok przez jedyne drzwi w pomszczeniu[poprzednio wchodził nimi Dyrektor, ale z klatki]. Jest tam ciemno, jedynie lampka na biurku. Mały pokoik - kanciapa strażników czy coś. Bo oto Frank jest jakimś strażnikiem/milicjantem. Odwiedza go kumpel z wojska. Frank pyta z przekąsem jakimś: - A ty zostałeś w wojsku? Tamten prężąc się lekko. - Tak. Mam stopień [nie pamiętam], więc można mi salutować. Ale jestem kierowcą. I Frank salutuje, ale wtedy ten kumpel zauważa, że Frank ma czapkę jakiegoś generała czy coś. Wtem do pokoju z chuj wie skąd wchodzi jeszcze ważniejsza wojskowa/milicyjna figura, nazwijmy go Swołow, zwierzchnik Franka i jak się okazuje dawny dowódca kumpla. Kumpel mówi, że od całej kompanii flaszkę w dowód uznania przyniósł. Swołow nie odrzuca prezentu, ale jest jakiś surowy. Wtem zauważa na stole wielki[metrowy] kawał kaszanki[nie ma to jak nagły zwrot akcji z kaszanką]. Kumpel podnosi kaszankę i mówi, że to bardzo dobra kaszanka, więc "można przyjąć". Swołow ni to się zgadza ni to nie. Frank lekko spuszcza wzrok. Nagle znajdujemy się z powrotem w pokoju przygotowań. Dyrektor i Frank dalej przygotowują gościa do samobójstwa. Otwierają się drzwi w których stoi naga dziewczyna z czarnym telefonem komórkowym przy uchu, nazwijmy ją Nika. Jest dziwką. Dzwoni klientka, która zna Nikę z dawnych lat kiedy to Nika zaczynała jako modelka dla fotografów. Chce by Nika do niej przyjechała do domu. Nika pyta dyrektora ile to będzie[kosztować]. Że normalnie 100. Nika jest tym bardzo znudzona. W końcu ustalają cenę 500. Nika mówi do słuchawki: - Proszę się przygotować do recyklingu.
Zadanie jest "bajecznie proste": zbieraj zielone kwadraciki, unikaj całej reszty. Wykrzykniki dają extra punkty ALE dokładają jakiś przeciwników ponad tych którzy i tak się pojawiają z czasem. I teraz jeden z ciekawszych aspektów gry: trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Gdy stwierdzimy, że nasz czas już bliski naduszamy spację i schodzimy w błysku fleszy. Jeśli zostaniemy ubici - nie dostaniemy żadnych punktów. Null, nada, nicziego. Pojawianie się przeciwników(nie licząc tych extra z !) oraz kwadracików jest powtarzalne tzn. że możemy opracowywać sobie jakąś strategię.
Mój max to ~$9000 byłem w trakcie trzech dużych laserów. Pamiętam połowę zachowań do tego czasu.
UWAGA! To jest cholernie wciągające!
Jeszcze cytat z jednej recenzji genialnie oddający nastrój podczas grania:
(...) every death comes with the knowledge that you could have saved yourself, if you weren't such a greedy, grasping magpie.