12 sierpnia 2006

i did it again

Właśnie skończyłem oglądać film Ojciec chrzestny. Ten film działa ma dla mnie magię, niewypowiedziany czar, urok budzącego się dnia. Oglądanie tego filmu jest dla mnie niczym porankowanie. Otulam sie nim, zapadam w niego, totalnie mnie urzeka. Mogę go oglądać w dzień i w nocy, gdy jestem smutny czy wesoły. Czasem oglądam go od deski do deski czasem kilka wyrywkowych scen. Gra Pacino, ta ewolucja jego postaci. Niewyrańzna i pełna brutalnej logiki (brutalnej tak jak bywa natura, żywioł) mowa Brando. Sceny, postacie, splot wydarzeń. Wręcz opentańczo urokliwe drobne gesty jak przełożenie zapalniczki z rąk do rąk czy skinięcie. Z jednej strony świat tak daleki z drugiej tak bliskie uczucia. I właśnie to iż potrafi wywołać pełne spektrum uczuć. Do tego wszystkiego, jakby mało było, genialna muzyka. Idealnie nakreślająca nastrój. Można słuchać tych motywów bez końca.
Nie wiem co jeszcze mogę napisać. Wszystkim którzy go nie widzieli, a wiem że tacy są wśród was, absolutnie polecam.
Musze upolować trzecią część. Jakiś czas już temu gdy leciała w telewizji do pierwszej reklamy byłem zalany i śpiewałem piosenki Rammstein'a, dyskutując o nacjonaliźmie, neofaszystach i skinach(przez duże s). Był ubaw.

A jak już jesteśmy przy planach filmowych to mam nadzieje że wkrótce będzie mi dane zobaczyć:
16 przecznic
Zabójczy numer
Miami Vice (ogladalem jak byłem mały, przez sentyment warto zobaczyć jak to odgrzali)
i nadrobić zaległości:
Łzy słońca

1 komentarz:

zielonobrody pisze...

ja nie widziałem. jak masz DVD, to chętnie pożyczę, jak nie, to idziemy do wypożyczalni i em... pożyczamy... ;)